ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka
165
BLOG

Poza schematem

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Każdy, kto w miarę świadomie używa języka, zdaje sobie sprawę, że to samo można powiedzieć na wiele sposobów. Można poezją i prozą. Można uderzyć krzykiem, niczym kijem bejsbolowym, albo wyłożyć rzecz spokojnie, choć nie mniej przekonująco. Problem leży przede wszystkim w tym, żeby dobrać odpowiedni sposób przekazu nie tylko do konkretnego odbiorcy, ale również do sytuacji, okoliczności, uwarunkowań.

Należę do ludzi, którzy preferują przekaz pozytywny. Podobnie, jak biskup Jan Wątroba, który w polskim episkopacie przewodniczy Radzie do spraw Rodziny. Uważam, że chociaż czasem trzeba wytknąć i pokazać, zło, to jednak obecnie, gdy media epatują nim wszystkich dokoła z ogromnym zapałem i skutecznością, warto szukać metod i środków, aby przynajmniej nachalnie nie powiększać jego pola rażenia. Także, a może nawet przede wszystkim w sprawach ogromnej wagi, tych, które zasługują na nazwę fundamentalnych. Tych, w których naprawdę chodzi o życie, bez jakichkolwiek dwuznaczności tego sformułowania.

Tak się złożyło, że obecny od kilku dni na ekranach polskich kin film „Doonby. Każdy jest kimś” obejrzałem akurat wtedy, gdy kończyłem czytać książkę „Kości księżyca”, którą napisał dość dawno temu Jonathan Carroll. W obydwu dziełach pojawia się podobny temat. W obydwu został on pokazany w sposób odbiegający od szablonu, który wielu odbiorcom się z nim kojarzy. Nie ma tu wspomnianej już przeze mnie nachalności.

„Kości księżyca”, to historia kobiety, która w snach przeżywa liczne przygody ze swoim synem, któremu nigdy nie dane było się narodzić. „Doonby” to opowieść o tym, jak jeden człowiek wpłynął na życie wielu innych, niemal na życie całej miejscowości. Dopiero pod koniec widz dowiaduje się, że tak naprawdę ma do czynienia z wielką przenośnią i relacją opartą niekoniecznie na tym, co się faktycznie wydarzyło. Choć odkrycie przesłania filmu nie jest trudne, wymaga jednak ze strony odbiorcy pewnej własnej aktywności. Według mnie, to dobrze.

Muszę wyznać, że jako osobnik dostający do głowy na widok polskich tłumaczeń tytułów zagranicznych filmów, także tu mam pewien problem z dopowiedzeniem dodanym przez polskiego dystrybutora do oryginału. Moim zdaniem ono i tak nie oddaje ani jasno nie wskazuje zawartego w angielskim, zawierającym dokładnie jedno słowo tytule, anagramu. Ale to tylko takie moje czepialstwo.

Powiem wprost. W czasach, w których podobno mimo genialnego wypracowania można nie zdać egzaminu z powodu braku w tekście wymaganych przez komisję słów kluczowych, każda twórczość, wymagająca od odbiorcy ruszenia głową i wyjścia poza myślowy schemat, wydaje mi się niezwykle potrzebna. Wręcz konieczna.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Dziennikarz, który został księdzem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo