ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka
167
BLOG

Uwaga na sukces

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

W popularnym przed laty serialu amerykańskim, którego współproducentem wykonawczym był między innymi Ridley Scott, jeden z drugoplanowych bohaterów szczerze dziwił się, że ludzie tak wcześnie zdołali wymyślić i dość powszechnie zaakceptować teorię heliocentryczną. Jego zdaniem powinniśmy raczej wciąż być zwolennikami geocentryzmu. „Przecież mamy naturalną skłonność do stawiania siebie w centrum” – uzasadniał swoje zdziwienie. Przypuszczam, że twórcom serialu nie przyszło do głowy, iż niecałe dziesięć lat później świat obiegnie nagranie, którego rzeczywisty, a nie zagrany przez aktora, bohater za pomocą szklanki wody i tras samolotów dobitnie wykaże, iż ziemia nie może się kręcić wokół swojej osi. No bo jak udaje się dolecieć, na przykład, do Chin?

Jest prosty sposób, aby stać się obiektem zainteresowania ludzi, którzy nigdy w życiu by się tobą nie zafrapowali i nawet by im do głowy nie przyszło, żeby rozejrzeć się, czy istniejesz. W końcu każdy zajęty jest swoimi sprawami i bez powodu nie będzie podejmował wysiłku stawiania kogoś innego w zasięgu swego zaciekawienia.

Ów prosty, a zarazem nadzwyczaj skuteczny sposób skupiania na sobie ludzkiej uwagi, polega na odniesieniu sukcesu. Nie jest szczególnie istotne, w jakiej dziedzinie się go odnosi. Ważne, żeby, jak to się mówi, osiągnąć powodzenie, którego nie da się ukryć. Na przykład, zdobyć medal na jakichś zawodach albo uzyskać nagrodę w efekcie rywalizacji z innymi. Albo po prostu zrobić coś wyraźnie i widocznie lepiej niż cała reszta.

Pragnących sukcesu trzeba w tym miejscu uczciwie ostrzec, że osiągnięcie go wiąże się z poważnym ryzykiem. „Człowiek, który osiągnął sukces, nigdy nie wie, czy jest kochany dla samego siebie” – ostrzegał już drugim stuleciu po Chrystusie piszący po grecku rzymski retoryk Lukian z Samosaty, uważany za twórcę satyry społecznej.

Niejeden człowiek sukcesu przekonał się o prawdziwości tego spostrzeżenia. Zwłaszcza ci, którzy swoim sukcesem nie tylko wzbudzili podziw, ale również poważnie uszczuplili czyjeś dobre samopoczucie. Jeszcze gorzej mają ci, których sukces wzbudził zazdrość. Zamiast kochania nieraz otrzymują nienawiść, a przynajmniej niechęć, i to ze strony, z której się tego najmniej spodziewają.

„Moim zdaniem nie warto odnosić sukcesów” – podzielił się ze mną swoimi egzystencjalnymi przemyśleniami pewien student zarządzania. Ponaglony pytającym spojrzeniem uzasadnił: „Jak się człowiek nie wyróżnia, przynajmniej ma święty spokój i nie musi się martwić, co inni o nim myślą”.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Dziennikarz, który został księdzem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo